poniedziałek, 31 stycznia 2011

Smaczne karaluchy ;-)

Na drewnianej ladzie tajskiego sprzedawcy w świetle gazowej lampy widać niewyraźne kształty pieczonego karalucha oraz smażone larwy motyla. Oprócz tłumu turystów jest kilka tajskich dziewczyn, które jakby nigdy nic odgryzają nóżkę wielkiego świerszcza. Ponoć to niezły afrodyzjak. Ja, głównie pod wpływem tajskich trunków wysokoprocentowych, decyduję się na wyssanie odwłoka karalucha. Pierwszy i na pewno ostatni raz...


W trakcie podróży często można natknąć się na „kulinarne absurdy”. Dla nas, Polaków,
może to być jedzenie owadów czy śmierdzących zgniłym mięsem owoców duriana. Dla
innych równie dziwnym zwyczajem może być jedzenie zupy z krwi kaczki (czernina) ,
pizzy z kechupem czy nawet konsumpcja mięsa najbardziej plugawej ze zwierząt -
świni. „Co kraj to obyczaj” mówi stare przysłowie. Sztuka kulinarna jest tego najlepszym
przykładem. Każdy kraj, właściwie nawet każdy odrębny region w danym państwie ma
swoją własną kuchnię. Różnorodność potraw i smaków jest wielokrotnie większa niż języków i dialektów, którymi władają kucharze na świecie. To powoduje, że gotowanie, odkrywanie nowych wrażeń kulinarnych, jest tak fascynujące. Niestety wiedza większości z nas kończy się na podziale na kuchnie polską, włoską, francuską, azjatycką i fast food. Nieliczni „odkryli” kuchnię turecką w postaci kebaba. Co lepsi posmakowali czeskiego „prażonego syra” zwanego często „przysmakiem studenckim”. Czy na tym kończy się nasza „podróż po krainach smaku”?

Można być niewybrednym i ograniczać się do dobrego, swojskiego schabowego przez całe
życie. Można również skończych edukacje na poziomie podstawowym. Pytanie tylko, czy
warto?

Turystyka kulinarna jest fascynująca głównie z tego powodu, że odnosi się do każdego z nas. Bo przecież każdy z nas na wycieczce zagranicznej spróbował czegoś „nowego”. Mogło to być włoskie frutti di mare, austryjacki wiener shnitzel (do złudzenia przypominający wspomniany schabowy) czy hiszpańska tortilla. Poza tym nie oszukując się, czy czasem nie lepiej zjeść sobie w jakieś dobrej restauracji niż iść do kolejnego, nudnego muzeum?
Odczucia smakowe zapamiętamy dłużej i lepiej niż te wizualne. W dodatku jedzenie jest połączeniem prawie wszystkich zmysłów, dlatego tak długo odciska ślad w naszej pamięci. „Jak byłem mały to moja babcia robiła taki wspaniały bigos!” Ilu z nas ma podobne wspomnienia? Mnie do tej pory cieknie ślinka na myśl o argentyńskim, rozpływającym się w ustach steku popijanym dojrzałym argentyńskim winem...ech.rozmarzyłem się. Było to 5 lat temu, a smak w mojej głowie jest wyraźny jakbym jadł wczoraj.

Czas otworzyć oczy oraz kubki smakowe. Spróbować niespróbowane. Zjeść niezjedzone.
Byle z umiarem. Możemy zagwarantować, że wspomnienia z podróży kulinarnej zostaną z
nami na całe życie, nawet bez pomocy zdjęć. Plecak na plecy i widelce w dłoń!

p.s. może smak karalucha nie jest wspomnieniem, które chce nosić ze sobą przez całe
życie. Jednak, jak mawiał najlepszy kucharz na świecie „wszystkiego trzeba w życiu
spróbować!”;)


Autor artykułu: Tomasz Kowalski
Zdjęcia: Tomasz Kowalski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz